13.02.2011 19:29
Pierwszy raz
Wstaję rano, słońce grzeje, prawie 8 stopni na termometrze, myślę sobie - czyżby wiosna? Nie, to dopiero Luty. Wykonuję podstawowe czynności w domu, dzwoni kolega "Jestem pod Twoim domem, wychodź". Ufff cóż za widok (miał być już dzień wcześniej, ale dopiero dziś zarejestrował motocykl), krótka pogawędka. No ok, ale mój "szatan" jeszcze zabarykadowany, muszę go wyjąć i napompować kółka.. więc kolega jeszcze na kilka chwil się zmywa, by powrócić po 15 minutach.
Wyprowadzam maszynę z budynku gospodarczego, stawiam nieopodal garażu, wyjeżdzam samochodem. Inaczej nie dostałbym się do żadnej szafki, taki tam bałagan. Szukam, szukam "Ludzie nawet kur...a nie mam czym napełnić kół!", wkońcu jest! Jest i kolega i pompka się znalazła, ręczna co prawda, ale jest! Szybko reperujemy z kumplem nieszczelny wąż pompki, szybkie nabicie opon iiii... cholera jeszcze dwa dni temu odpalił mi po całej zimie za 3 kopem... Po kilku minutach się udało. Ok nie mam wykupionego ubezpieczenia, pojedziemy kilkaset metrów od mojego domu, na kawałek prostej. Wkońcu to się tam stanie, tak doczekałem się! Ledwo się zatrzymaliśmy, ledwo zgasiłem swój motor, Gabryś zsiada ze swojego rumaka i od razu "zagania" mnie na siodło. "Jak to tak od razu? Nawet nic do mnie nie powie? Nawet kasku nie zdjął? Nic, a nic tak od razu?" Patrze na ten piękny zadek, te opływowe kształty, ahh te włoskie kształty. Siadam "Uuu szeroko, szerokie te plasticzki, a jak się wyrżnę? Niee wkońcu już robiłem nią kółeczko na jedynce" - się pocieszam. Delikatne drgania od silnika przeszywają mnie całego, niby nic, niby taka nic nie znacząca pojemność. Pora ruszyć, słyszę tylko kliknięcie dźwigni zmiany biegów "jest jedynka, ruszam", jeszcze w między czasie kilka muśnięć manetką gazu, żeby go troszkę wyczuć. Sprzęgło, gaz - poszedł! Jeden, dwa, trzy jest 80km/h "Co jak ku...a robie?" chyba wbiłem nawet 4, z tego wszystkiego nawet nie wiem, licznik stanął na jakiś 90 paru. Opanowały mnie jakieś dzikie rządze, wiedziałem, że nie robie dobrze, ale nie mogłem się powstrzymać. Wiedziałem, że kolega mi ufa i wie, że nie jestem z pierwszej łapanki, a jednak poszedłem jak głupi, myślę sobię "No ok rozbujałeś się to teraz pokaż co potrafisz i zachamuj" delikatne naciśnięcie dźwigni hamulca, stopniowe zrzucanie biegów iii ała moje przyrodzenie! Przy końcu hamulec mocniej złapał i się lekko nadziałem, ale to był już pryszcz przy całej sytuacji. Zawracanie i z powrotem, już delikatniej, dojazd do kolegi z uśmiechem na gębie "Chłopie więcej mi nie potrzeba!". Chwila spowiedzi przed kumplem, cieszył się, że ja się ciesze. Jeszcze dosłownie 20 minut siedziałem na maszynie. Po wszystkim z powrotem na swój wypasiony 3 konny przecinak i do domu.
Takie przeżycia, a to tylko 125cm3. Do tej pory miałem możliwość tylko przymierzania się do takich motocykli. Ale wkońcu mogłem doznać ich mocy. Naprawdę ma niezłe przyjebanie, spodziewałem się, że pociągnie, ale nie że aż tak. Mimo wszystko trochę przesadziłem z prędkością, przecież motocykla praktycznie nie znam. Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło, a ja już wiem czego mi trzeba. Była to Aprilia Rs 125.
Komentarze : 2
Fajnie piszesz, oba wpisy tak miło lekko napisane! Dobrze się czytało! Życzę następnych pięknych chwil z motocyklami! Pozdrawiam! M. ;)
Ło Macko Krzaczasta! :-)
Normalnie jak byś "lytra" dosiadał ;-)
Emocje prawie takie same ;-)
Jednak co by nie mówić - fajne 125 cm3 potrafi poruszyć duszę :-)
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)